I Rozdział.
I obyście dotarli ze mną do końca opowieści, bo gdy jedna osoba odchodzi nie można już powtórnie złożyć całości w jedność tak jak na początku było niech tak i będzie.
Zło jest brakiem dobra.
Zło jest brakiem Boga.
Bóg mnie opuścił.
Wszystko było jak zawsze, to samo słońce wzeszło oślepiając ludzi, to wszystko było jak zawsze. Tylko On jakby inny.
Nie dbałam o to jak wyglądałam w tamtej chwili, po prostu wyszłam z domu idąc w stronę zamieszkania Michaela. Wodzący wzrok ludzi za moim wychudzonym ciałem wbijał się we mnie boleśnie, tak bardzo nie lubiłam zwracać na siebie uwagi. Wolałam zawsze pozostawać w cieniu, od czasu do czasu pokazać się i zniknąć by znowu zrobić to za jakiś czas. Chwila, może 5-10 minut i stałam przed domem mojego ukochanego, czekając aż wyjdzie na spotkanie. Nie musiałam długo czekać, najwidoczniej widział jak wchodziłam. Wybiegł zatrzaskując za sobą wielkie, białe drzwi za którymi stała najmilsza kobieta jaką świat widział machającą mi- Mamę Michaela. Odmachałam jej delikatnie wątpiąc czy w ogóle to zobaczyła.
-Witaj skarbie..-Wyszeptał mi na ucho chłopak obejmując moją talię umięśnionymi dłońmi jednocześnie przysuwając mnie do siebie.
-Jak się spało? - spytał unikając ciszy, która narastała z każdą sekundą.
-Dość ekstremalnie- odparłam, a on zmierzył mnie badawczym wzrokiem.
By zbyć go czymś i uwolnić się od pytań, zbliżyłam nasze usta, które tak dawno się ze sobą nie spotkały i musnęłam jego wargi swoimi by za moment oddać się w tańcu gorącego pocałunku.
Biłam się w pierś, że pociąga mnie to jeszcze bardziej po tym jak przyśnił mi się ostatniej nocy. Słysząc głosy znajomych z trudem oderwałam się od czerwonych ust i chwytając jego dłoń podążyłam w stronę grupy nastolatków czekających pod ogrodzeniem.
-Nie widzieliście się rok?- spytał Nick
-No wiesz, spędzili osobno noc, to było tak straszne, że musieli się ładnie przywitać! - odpowiedziała mu Nicole śmiejąc się tym samym pod nosem.
Michael pchnął w brzuch Nicka i obydwoje zaczęli się drażnić idąc przed nami. Ja zwolniłam by dorównać kroku Nicole - 1/4 naszej grupy.
-Coś dzisiaj z Tobą nie tak.. - powiedziała cicho dziewczyna o kruczoczarnych włosach, przeplatających się z różowymi pasemkami. Zawsze miała dość mocny makijaż co dostatecznie dobrze pokazywało jej charakterek.
-Dobrze się czuję. - Odpowiedziałam jej dość szorstko, patrząc na dwóch chłopaków przed nami.
-Niech Ci będzie, ale i tak wiem swoje - Rzekła zerkając na mnie z boku swoim wzrokiem, i uśmiechnęła się łobuzersko.
-No ale nie smućmy się, MAMY WAKACJE!- Krzyknęła i zaczęła się śmiać, zawtórowałam jej ukrywając zmieszanie.
Mieliśmy całkiem przyzwoite plany, wyjazd we czwórkę nad jezioro, w pobliżu był las, z daleka od miasta i całego zgiełku, zamieszania i hałasu. Kilka skrzynek piwa, prowiant, ubrania i dwa namioty, stanowiło nasz pakunek. Jechaliśmy tam samochodem Nicka. Starym, czerwonym jeepem jego Ojca.
A tam wszystko się zaczęło. Tam zaczęła się moja straszna historia, i zamierzam Wam ją opowiedzieć.
Rozłożenie namiotów, rozpalenie ogniska i otworzenie kilku butelek piwa było dziecinnie proste więc uwinęliśmy się z tym szybko i już kilka minut po zmierzchu siedzieliśmy, rozmawialiśmy. Normalne wakacje ze znajomymi, jak każde inne. Dlaczego nic nie podejrzewałam? Dlaczego nie pomyślałam o najgorszym? Głupia naiwność dała mi nadzieję, że wrócimy stamtąd wszyscy.
sobota, 29 grudnia 2012
sobota, 8 grudnia 2012
∞ Prolog
Na wstępie chciałabym podziękować pewnej dziewczynie za cudowny szablon, który dla mnie zrobiła i pomogła mi w ustawieniu wszystkiego ;) Oto blog autorki na którego serdecznie zapraszam:
http://enigma-creativity.blogspot.com/
PROLOG.
Strach. Byłam już martwa, tak jak moje ciało, moje oczy, włosy. Moje wszystko. Każdy jego gest, każdy ruch mówił mi po cichu, szeptem niemalże, że czas iść. Wciąż mówił mi tak cicho 'Uciekaj', ale wciąż tam byłam. Nadal sparaliżowana strachem, z przerażeniem w oczach siedziałam tam i czekałam. Sama nie wiedząc na co. Stał odwrócony do mnie plecami, a z jego wąskich ust wydobywały się jedynie syki, przeraźliwe i głośne. Naprawdę, bałam się. Czy to co mnie czekało, mogło być dobre? Dźwięki odbijały się echem po kamiennych murach komnaty do której mnie przywlókł. Promienie roześmianego się bezczelnie słońca padły na moją oblaną potem smukłą twarz. W mojej głowie, biły, kłębiły się tysiące myśli i pytań. Każda mówiła mi co robić, każde pytanie stawiało wielki znak zapytania przede mną, jednak ja odrzucałam je wszystkie w kąt. Ratuj się! Uciekaj! Odejdź! Ale jak ktoś kto kochał mnie tak mocno, mógłby zrobić mi coś złego? Nie odchodziłam, nadal tam tkwiłam. Otworzyłam oczy szerzej by ujrzeć co maluję się na jego twarzy, jednak wszystko pochłaniała ciemność. Bez słowa podszedł do mnie bliżej, nachylił się nisko tak, że dzieliły nas zaledwie centymetry..milimetry..Wtedy zdjął kaptur z głowy i odrzucił go do tyłu szybko. I ujrzałam go, nadal był piękny. Jego twarz jednak blada, pokryta głębokimi ranami, malujący się ból, nie fizyczny. Psychiczny. Czułam jak jego wzrok wbija się boleśnie w moje wychudzone ciało. Podniósł rękę, równie bladą jak twarz, długą i smukłą chwytając moją szyję. Słychać było jedynie mój głęboki oddech. Łapczywie wdychałam tlen jakby zaraz miało go zabraknąć. Patrzył na mnie, widziałam błysk w jego oczach. Niemal pochłaniał mnie spojrzeniem. Już chciałam powiedzieć coś, chciałam odezwać się do niego, wtedy nie wiedzieć czemu odsunął się ode mnie jakby z odrazą. Wyciągnął z kieszeni kurtki zapałki, potarł o pudełko i zapalony kawałeczek drewna rzucił na posadzkę. Tyle go widziałam, zniknął, jakby rozpłynął się we mgle. Ogień zaczął się rozprzestrzeniać, języki ognia lizały ściany. Doszedł do mnie ogień, zrobiło mi się okropnie gorąco, ubranie przykleiło się do zlanego potem ciała. Poczułam jak przypala mnie całą. Krzyk. Nie, to był wrzask. Co trzeba zrobić człowiekowi by wydał z siebie taki odgłos? Ból, który ogarnął moje ciało. Przede mną czerwona ściana przerażającego ognia. Wyrywałam się, rzucałam w panice. Rozgrzany łańcuch, którym byłam związana parzył mnie okrutnie nie znając litości dla kruchego, ludzkiego ciała. Wgryzał się w dłonie, zatapiając w krwi się cały.
Powoli umierałam. Okropna śmierć.
Obudziłam się. Cała gorąca jakbym spała na rozgrzanym do czerwoności łóżku. Zdrętwiała i oblana potem rozglądałam się z przerażeniem w niebieskich oczach. Całe ciało, bolało mnie przy najdelikatniejszym ruchu. Ból palił moją wyschniętą krtań. Tylko sen. Tylko sen. Zwykły sen. A On leży obok mnie, śpi. Boję się teraz go bardziej niż siebie.
http://enigma-creativity.blogspot.com/
PROLOG.
Strach. Byłam już martwa, tak jak moje ciało, moje oczy, włosy. Moje wszystko. Każdy jego gest, każdy ruch mówił mi po cichu, szeptem niemalże, że czas iść. Wciąż mówił mi tak cicho 'Uciekaj', ale wciąż tam byłam. Nadal sparaliżowana strachem, z przerażeniem w oczach siedziałam tam i czekałam. Sama nie wiedząc na co. Stał odwrócony do mnie plecami, a z jego wąskich ust wydobywały się jedynie syki, przeraźliwe i głośne. Naprawdę, bałam się. Czy to co mnie czekało, mogło być dobre? Dźwięki odbijały się echem po kamiennych murach komnaty do której mnie przywlókł. Promienie roześmianego się bezczelnie słońca padły na moją oblaną potem smukłą twarz. W mojej głowie, biły, kłębiły się tysiące myśli i pytań. Każda mówiła mi co robić, każde pytanie stawiało wielki znak zapytania przede mną, jednak ja odrzucałam je wszystkie w kąt. Ratuj się! Uciekaj! Odejdź! Ale jak ktoś kto kochał mnie tak mocno, mógłby zrobić mi coś złego? Nie odchodziłam, nadal tam tkwiłam. Otworzyłam oczy szerzej by ujrzeć co maluję się na jego twarzy, jednak wszystko pochłaniała ciemność. Bez słowa podszedł do mnie bliżej, nachylił się nisko tak, że dzieliły nas zaledwie centymetry..milimetry..Wtedy zdjął kaptur z głowy i odrzucił go do tyłu szybko. I ujrzałam go, nadal był piękny. Jego twarz jednak blada, pokryta głębokimi ranami, malujący się ból, nie fizyczny. Psychiczny. Czułam jak jego wzrok wbija się boleśnie w moje wychudzone ciało. Podniósł rękę, równie bladą jak twarz, długą i smukłą chwytając moją szyję. Słychać było jedynie mój głęboki oddech. Łapczywie wdychałam tlen jakby zaraz miało go zabraknąć. Patrzył na mnie, widziałam błysk w jego oczach. Niemal pochłaniał mnie spojrzeniem. Już chciałam powiedzieć coś, chciałam odezwać się do niego, wtedy nie wiedzieć czemu odsunął się ode mnie jakby z odrazą. Wyciągnął z kieszeni kurtki zapałki, potarł o pudełko i zapalony kawałeczek drewna rzucił na posadzkę. Tyle go widziałam, zniknął, jakby rozpłynął się we mgle. Ogień zaczął się rozprzestrzeniać, języki ognia lizały ściany. Doszedł do mnie ogień, zrobiło mi się okropnie gorąco, ubranie przykleiło się do zlanego potem ciała. Poczułam jak przypala mnie całą. Krzyk. Nie, to był wrzask. Co trzeba zrobić człowiekowi by wydał z siebie taki odgłos? Ból, który ogarnął moje ciało. Przede mną czerwona ściana przerażającego ognia. Wyrywałam się, rzucałam w panice. Rozgrzany łańcuch, którym byłam związana parzył mnie okrutnie nie znając litości dla kruchego, ludzkiego ciała. Wgryzał się w dłonie, zatapiając w krwi się cały.
Powoli umierałam. Okropna śmierć.
Obudziłam się. Cała gorąca jakbym spała na rozgrzanym do czerwoności łóżku. Zdrętwiała i oblana potem rozglądałam się z przerażeniem w niebieskich oczach. Całe ciało, bolało mnie przy najdelikatniejszym ruchu. Ból palił moją wyschniętą krtań. Tylko sen. Tylko sen. Zwykły sen. A On leży obok mnie, śpi. Boję się teraz go bardziej niż siebie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)